Cześć!
Pora się zmotywować na nowy post! Miał się on pojawić w weekend, ale byłam na weselu. Zarówno ślub jak i wesele odbyło się kilkadziesiąt kilometrów od mojej miejscowości. Także ledwo zdążyłam się wyrobić. No i niestety zabrakło mi czasu na robienie zdjęć. Dlatego dzisiaj spieszę z moją opinią na temat bananowej maski z Kallosa. Po tytule już zapewne wiecie, jak się u mnie sprawdziła :)
Cena: ok. 12-16 zł
Dostępność: Wispol, Drogerie Sekret Urody, sklepy internetowe
Pojemność: 1000 ml
Opakowanie: wielki słój utrzymany w żółtej barwie. Wygodne otwieranie, które pozwala zużyć produkt do końca.
Zapach: przepiękny bananowy zapach, który zostaje jakiś czas na włosach. Bardzo mi się podoba :)
Konsystencja/ wydajność: maska jest średnio gęsta, wygodnie nakłada się ją na włosy. Nie ucieka z rąk ani nie spływa z włosów. Jest bardzo bardzo wydajna, jak zresztą wszystkie maski Kallosa w takich wielkich opakowaniach.
Działanie: jest to moja druga maska z Kallosa. I po raz kolejny jestem pozytywnie zaskoczona. Wcześniej używałam wersji mlecznej. Ta równie dobrze się u mnie sprawdziła. Stosowana od ucha w dół nie obciąża włosów. Dzięki niej włosy dobrze się rozczesują, nabierają zdrowego blasku i miękkości. A piękny zapach jest dodatkowym plusem. Najlepsze jest to, że nie musimy jej trzymać pół godziny na włosach, żeby zauważyć efekt. Wystarczy kilka minut i włosy są wygładzone.
Również lubicie tą maskę? A może polecacie jakieś inne maski z Kallosa?